Polowanie na drapieżniki. Ważną rolę mogą tu odegrać myśliwi – tyle że musieliby zmienić nawyki. Dziś polują przede wszystkim z ambony lub z nagonką, ale w ten sposób nie wywołują odruchu czujności u roślinożerców. Aby to osiągnąć, powinni raczej wędrować pieszo przez las, próbując podejść jelenia czy dzika. W sobotę 12 stycznia rozpoczęło się w Polsce wielkobszarowe polowanie na dziki. Jak szacują eksperci w wyniku działań, które prowadzone będą w trzy weekendy stycznia, odstrzelonych ma zostać nawet ponad 200 tysięcy zwierząt. Decyzję podjął minister środowiska Henryk Kowalczyk, tłumacząc ją Opis. (1) Serial sci-fi o tym, jakie skutki może mieś globalne ocieplenie i jak może wpływać na ludzkie DNA. Sloan Parker jest bio-antropologiem, który odkrywa że równolegle z ludźmi rozwija się bardzo podobna rasa. Jej przedstawiciele dysponują jednak wyższą inteligencją, ale mimo to stanowią zagrożenie dla ludzi - są bowiem Fast Money. Przeciwnicy polowań kolejny raz atakują. Dzięki wsparciu mediów i celebrytów, chcą za wszelką cenę zdelegalizować łowiectwo. Przykro o tym pisać, ale myśliwi przegrali kolejną bitwę w Wielkiej Brytanii. Ten kraj prawdopodobnie jako pierwszy wprowadzi zakaz importu trofeów. „Ta decyzja to triumf propagandy nad nauką oraz uprzedzeń nad dowodami. Łowiectwo – które obejmuje zdobywanie trofeów – zdaniem naukowców, jest korzystne dla ochrony przyrody oraz lokalnych społeczności. Zakaz będzie niekorzystny dla zwierząt, ludzi i ziemi, na której żyją.” – powiedział Christopher Graffius – dyrektor do spraw komunikacji największego brytyjskiego związku łowieckiego BASC. Marcin zbiera na… W przypadku Anglii polowania na wielką afrykańską piątkę były główną linią ataku, ale w efekcie swoich działań weganie chcą unicestwić turystykę łowiecką i komercyjne łowy. Ten sukces organizacji antyłowieckich zmotywował do ataku również naszych aktywistów. Na pierwszej linii jak zwykle jest „Marcin z lasu”, co nie dziwi, bo od wielu lat buduje swoją popularność i czerpie wielką kasę z atakowania myśliwych. Marcin Kostrzyński – który dla zysku odwiedza szkoły i opowiada łzawe historyjki o jelonku Bambi – zebrał w cztery dni 75 tysięcy złotych na nowe auto. Ten przykład doskonale ilustruje, o jakiej skali „zarabiania” dyskutujemy. Chętnych na życie w luksusie nigdzie nie brakuje, a za takie honorarium każdy miłośnik kotów i przyrody może opowiadać nawet największe kłamstwa. Najbardziej opłaca się wmawiać wielkomiejskim „elitom”, że przypadkowo zabijamy dzieci i chcemy „mordować” wilki oraz łosie. Polowania dla trofeów też stały się doskonałym sposobem wzbudzania negatywnych emocji. Zdaniem przeciwników łowiectwa są reliktem przeszłości, szczególnie w obliczu mitycznego kryzysu klimatycznego. Grupa zwykłych cwaniaków zdobywa popularność i żeruje na ludziach, którzy na temat przyrody mają zerową wiedzę. Większość „miastowych” jest zaniepokojona informacjami o wymieraniu poszczególnych gatunków i bezrefleksyjnie łyka kłamstwa przeciwników łowiectwa. Dla oderwanego od natury społeczeństwa uśmiercenie jakiegokolwiek zwierzaka jest złem. Jeśli się dzieje to w odległej Afryce – której nigdy nie zobaczą – w ich mniemaniu jest działaniem szkodliwym. Dlatego nie widzą problemu, aby zakazać importu trofeów. Czy tych ekologicznych analfabetów możemy wyedukować? Spot, w którym celebryci krytykują polowania dla trofeów Europejski neokolonializm Europejczycy zawsze uważali, że mają moralne prawo dominować na świecie. Dzisiaj też lepiej wiedzą, jak chronić przyrodę w dalekiej Ameryce, Azji i oczywiście „czarnej” Afryce. Opowiadają dyrdymały o wielkich dochodach z turystyki i naciskają poszczególne rządy, aby wprowadziły zakaz polowania. Do mediów nie trafiają fakty! Nikt poza myśliwymi i częścią naukowców nie ma świadomości, że zakaz polowania zawsze prowadzi do utraty siedlisk oraz bioróżnorodności. Doskonałym przykładem, którego nie wykorzystujemy, jest Kenia. Taki zakaz wprowadzono w tym kraju w 1977 roku. Ostatnie badania udowodniły, że populacje dzikich zwierząt w 80 procentach zostały utracone – w wyniku kłusownictwa! Ekoturystyka nigdzie nie zastąpiła zrównoważonego polowania! Występuje tylko na obszarach, gdzie istnieje luksusowa infrastruktura hotelowa i opieka medyczna. Większość turystów nie podejmie ryzyka spędzenia wakacji w dzikich miejscach. Bardzo chętnie uprawiają fotosafari… siedząc w bezpiecznym samochodzie. Nikt nie mówi, że większość górzystej i porośniętej buszem Afryki nie daje możliwości oglądania zwierzyny z terenówki, więc żaden turysta tam nie przyjedzie! Utrata siedlisk Głównym problemem, z jakim mierzą się prawdziwi obrońcy przyrody, jest utrata siedlisk. Człowiek, niezależnie od kontynentu, wycina lasy i osusza bagna. Jesteśmy w stanie wydrzeć przyrodzie prawie każdy skrawek ziemi, aby ją uprawiać lub budować domy i fabryki. Niektóre fragmenty przyrody udało się ocalić. Ich ochrona polega na umiejętnym aktywnym zarządzaniu i rozwiązywaniu wielu konfliktów. Dlatego naukowcy opracowali strategię zrównoważonego wykorzystania zasobów przyrodniczych, którą ortodoksyjni weganie negują. Chcą zakazać wycinania lasów i wszelkiego zabijania dzikich zwierząt. W ich mniemaniu przyroda nie potrzebuje człowieka, co jest prawdą, ale tylko w przypadku zniknięcia wszystkich ludzi, dlatego ich koncepcja jest śmieszna i utopijna. Genialny pomysł Człowiek ma duży problem z samokontrolą, dlatego poszczególne kraje muszą wprowadzać uregulowania prawne – między innymi związane z ochroną przyrody. Nawet najlepsze przepisy nie są w stanie zapewnić sukcesu. Okazuje się, że tylko dzięki edukacji można przekonać obywateli do ograniczeń. Sto lat temu Prezydent USA Theodore Roosevelt – słynny przyrodnik – zrobił coś, co wydawało się nielogiczne w obliczu masowego wymierania wielu gatunków dzikich zwierząt w Ameryce Północnej: zachęcał myśliwych, aby strzelali rekordowe trofea… Prezydent USA Theodore Roosevelt przy upolowanym słoniu podczas safari w 1909 roku Tym samym przygotował grunt pod nowe przepisy dotyczące polowań. Udało mu się wprowadzić licencje, limity odstrzału, ale również stworzył do dziś funkcjonujący system finansowania badań naukowych, co sprawiło, że północnoamerykański model ochrony przyrody stał się unikatowy! Pomysł mierzenia trofeów łowieckich i przyznawania medali był genialny. W następnych dziesięcioleciach wszystkie gatunki zwierzyny łownej zwiększyły swoją liczebność i nie były już zagrożone! Nie znają faktów Tymczasem dzisiaj nasi przeciwnicy starają się udowodnić, że polowanie dla zdobycia „dużych rogów” jest sprzeczne z ideą ochrony przyrody. Zapomnieli albo nie znają historii Prezydenta USA, który udowodnił 100 LAT TEMU, że zdobywanie rekordów jest działaniem, które pozwala chronić najcenniejsze siedliska i zachować przyrodę dla przyszłych pokoleń. Polowanie na trofea z pewnością nie zaczęło się od Roosevelta i jego kolegów, z którymi polował. Poroża już średniowieczu zbierano i przekazywano jako cenne prezenty. W tamtych czasach duże „rogi” wiszące na ścianach królewskich zamków były oznaką żyznej i urodzajnej ziemi. Pod koniec XIX wieku termin „polowania na trofea” zostało po raz pierwszy użyte w Ameryce Północnej w kontekście narzędzia ochrony przyrody. Powodem była skala zniszczeń, jakich dokonali europejczycy po skolonizowaniu tego kontynentu. Szacuje się, że przed przybyciem Hiszpanów populacja amerykańskiego bizona mogła liczyć nawet 30 milionów osobników. W czasie sprawowania urzędu Prezydenta USA przez Roosevelta pozostało ich tylko 1000 sztuk. Owcy kanadyjskiej mogło być 1,5 miliona, a pozostało 85 tysięcy. Łosi było 10 milionów, a zostało ich 40 tysięcy. Populacja antylopy widłorogiej spadła z 40 milionów do 12 tysięcy. Dzikie indyki zniknęły z terenów na wschód od Missisipi. Powodem tych niewyobrażalnych spadków była utrata siedlisk, polowania osadników oraz celowa eliminacja źródeł pożywienia dla rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej. W 1887 roku koalicja na rzecz ochrony przyrody pod przewodnictwem Theodora Roosevelta skupiła się na zmianie prawa oraz kultury związanej z polowaniem na dzikie zwierzęta w Ameryce Północnej. To niebywałe, ale Prezydent przekonał amerykańskich myśliwych od polowania na najstarsze i największe samce danego gatunku. Innymi słowy stworzył modę na trofea! Istnieje sześć miejsc w parkach narodowych poświęconych, w części lub w całości Prezydentowi USA, który był myśliwym i największym ekologiem Przez pół wieku strzelanie do samic lub młodych samców spotykało się w środowisku myśliwych z dezaprobatą, a w niektórych stanach było nielegalne. Natomiast nazwiska łowców, którzy strzelali do największych samców trafiały do księgi rekordów, co było powodem dumy i nobilitacją. Oznaką doświadczenia oraz wyjątkowych umiejętności. To była prawdziwa miara sukcesu! Prezydent Roosevelt z pełną premedytacją mówił negatywnie o myśliwych, dla których liczyła się ilość. Jednak, jeśli byłeś „łowcą trofeów” – tak jak on – byłeś postrzegany, jako elita… Atak medialny Dlaczego polowanie na trofea zyskało nagle złą sławę? Zurbanizowane społeczeństwo na całym świecie zatraciło kontakt ze swoimi łowieckimi korzeniami. Wieszanie trofeum na ścianie stało się niemodne, a media zaatakowały polujących polityków i celebrytów. Zapomniano, że polowanie na trofea – czyli pogoń za najstarszymi, największymi samcami – było kluczową częścią historii sukcesu zarządzania dziką przyrodą. Teraz pojawia się pytanie, czy pozostanie częścią tej historii w przyszłości? Pomysł, który sto lat temu został zaaprobowany przez społeczeństwo polegał na tym, że myśliwy nie zabijał ponad miarę. Polował w sposób zrównoważony. Rejestrowanie największych zwierząt, pozwoliło biologom zbadać – na przestrzeni 130 lat – w jaki sposób stan siedlisk wpływa na populacje i jak należy je użytkować. Dla wegan nie liczą się fakty. Polowanie zawsze było dla nich przestępstwem, zbrodnią na „bezbronnej” przyrodzie, nieetycznym procederem, niegodnym cywilizowanego człowieka. Większość społeczeństwa patrzyła na wyznawców buddyzmu jak na nieszkodliwych wariatów. Moim zdaniem, przełom nastąpił w 2015 roku, kiedy to dentysta z Minnesoty zastrzelił w Zimbabwe słynnego czarnogrzywego lwa Cecila. Pomimo, że odstrzał był dokonany zgodnie z prawem, media wyczuły sensację i ostro zaatakowały polowania na trofea. W USA zmieniono przepisy i znacząco utrudniono sprowadzanie trofeów. Linie lotnicze American, Delta i United odmówiły przewożenia upolowanych lwów, lampartów, słoni, nosorożców i bawołów. Dentysta z Minnesoty przy upolowanym Cecilu Fałszowanie historii Fakt, że setki miliony dolarów – jakie pozostawiali myśliwi za trofea w Afryce – korzystnie wpływało na ochronę przyrody i zapobiegało kłusownictwu, nasi przeciwnicy z pełną premedytacją przemilczali. Niestety, nasze środowisko zbyt długo pozwalało im fałszować historię i rzeczywistość. Dlatego teraz musimy opowiedzieć prawdziwą opowieść o tym, czym są trofea i dlaczego idea ich zdobycia łączy nas tak mocno. Jeśli byłeś „łowcą trofeów” – tak jak Prezydent Roosevelt – byłeś postrzegany, jako elita… Naszym celem zawsze była i jest ochrona przyrody. To, co naprawdę się liczy dla prawdziwego myśliwego XXI wieku, to sposób, w jaki polujemy. Zdarzają się czarne owce w naszym środowisku, ale zrównoważone łowiectwo i ochrona siedlisk mają zdecydowanie większe znaczenie niż zdobycie „rogów” czy kawałka mięsa. Musimy walczyć i edukować! Zarówno nasze rodziny, znajomych i sąsiadów. W tym celu powinniśmy wykorzystać media społecznościowe i udostępniać treści, które opowiadają prawdziwą historię o polowaniu. Celem ekologów stało się rozporządzenie ministra środowiska z 11 marca 2005 roku, prezentujące listę gatunków zwierząt łownych. Znajduje się na niej 13 gatunków dzikich ptaków, kaczki, gęsi, bażanty, kuropatwy i słonki. - Populacje wielu z nich uległy w ostatnich latach dramatycznemu zmniejszeniu. Polowania niweczą skutki działań ochronnych, w tym kosztownych zabiegów ochrony czynnej, którą finansują wszyscy - napisali do polskich parlamentarzystów ekolodzy. - Podczas polowań zabijane są także gatunki objęte ochroną ścisłą, czasami wręcz na skraju wymarcia w Polsce, jak na przykład podgorzałka. Wynika to z trudności w odróżnieniu gatunków łownych od pozostałych - zdaniem, dodatkowe niebezpieczeństwo stwarza kilkaset ton toksycznego ołowiu (w postaci śrutu i naboi).- Ołów ten kumuluje się od lat, zanieczyszczając glebę i wody i stanowiąc realne zagrożenie ołowicą, zarówno dla człowieka, jak i dla zwierząt - mówi dr Sławomir Zieliński z Rotmanki (gm. Pruszcz Gdański), uczestnik punktów ekologówEkolodzy opracowali listę pięciu punktów, które mają przekonać parlament. Uzasadniają, że dzikie ptaki nie powodują znaczących szkód w uprawach rolnych, mają naturalnych drapieżników we wszystkich stadiach życia, mięso z nich pozyskiwane nie ma żadnego znaczenia ekonomicznego, w wyniku polowań na ptaki łowne zabijane są także gatunki objęte ochroną, a do środowiska naturalnego wprowadza się niekontrolowane ilości ołowiu. - Ekolodzy mają prawo pisać do samego Pana Boga - komentuje Marian Wilczewski, łowczy Zarządu Okręgu PZŁ w cztery punkty odrzuca jako wymierzone w wielowiekową tradycję. Piąty - dotyczący ołowiu - jest, jego zdaniem, nieaktualny, bo śrut ołowiany zostanie wkrótce zastąpiony stalowym. - Strzelamy tylko do czterech gatunków kaczek, bo pozostałe są chronione. W Niemczech czy Danii strzela się do wszystkich - zauważa Wilczewski. Łowczy twierdzi, że w ciągu kilkunastu lat nie spotkał się z przypadkiem zabicia chronionego ptaka przez Polowanie na dzikie ptactwo to nie tylko wielowiekowa tradycja, ale i element myśliwskiej kuchni. O tym też trzeba pomyśleć - dodaje Wilczewski. Ekolodzy: ptaki konają w męczarniachEkologów to nie przekonuje. - Każde dziecko będzie się broniło, jeśli się mu odbierze ulubioną zabawkę - ripostuje Zieliński. - Należy też wspomnieć o ranionych ptakach, które później konają w męczarniach. Zdarzają się też postrzelenia towarzyszy rozpoczęła federacja organizacji pozarządowych pod nazwą "Niech żyją!".- Mniej więcej co szósty poseł lub senator jest myśliwym, więc łatwo nie będzie, ale się uda, to kwestia czasu. Naszą kampanię kierujemy do 37,9 miliona ludzi w Polsce, bo pozostałe 100 tysięcy ludzi to myśliwi - mówi Zenon Kruczyński, członek Pracowni na rzecz Wszystkich Istot. - Sam kiedyś zrezygnowałem z łowiectwa, bo nie chciałem już dalej zabijać. Konsekwencją polowań na ptaki jest to, że ginie około 700 tysięcy ptaków, a do gleby i wody trafia minimum 400 tysięcy kilogramów ołowianego śrutu rocznie. Dla porównania - polski przemysł i transport łącznie emitują przez rok tyle samo ton ołowiu. Należy dodać, że sprawa ołowiu nie jest podstawowym argumentem. - Nawet jeśli myśliwi będą strzelać stalowym śrutem, nie zmienia to zasadniczego faktu bezsensownego zabijania dzikiego ptactwa - dodaje Zenon Kruczyński. - W historii było wiele tradycji, z których ludzkość się wycofała. Nie ma już niewolnictwa, palenia kobiet na stosach, kary śmierci, a teraz trzeba wycofać się z "tradycji" zabijania Związek Łowiecki: Pomysł z piekła rodem- To pomysł z piekła rodem, a argument trującego ołowiu nie jest przekonujący, bo zagrożenie dla środowiska jest znikome - mówi Marek Matysek, rzecznik prasowy Polskiego Związku Łowieckiego. - Ptactwa chronionego nie zabijamy, bo nie strzela się do nierozpoznanego celu. My wiemy, gdzie jakie kaczki bytują, a strzelamy głównie do bażantów, które sami puszczamy w teren. Dzikich kaczek pozyskujemy śladową ilość. Nie strzelamy też do kuropatw, a nawet przywracamy je przyrodzie. Należy wiedzieć, że jeden pies musi być na trzech myśliwych. On znajdzie rannego ptaka. To wydumany problem. My nie tylko strzelamy, ale i chronimy.

polowanie na dzikich ludzi